Golf. Jordan Spieth wygrał US Open. Ma szanse na Wielkiego Szlema?

Ostatni dołek przesądził o tym, że Jordan Spieth triumfował w tegorocznym US Open rozgrywanym na Chambers Bay. To jego drugi wielkoszlemowy turniej wygrany w karierze, drugi w tym roku. Eksperci już zastanawiają się, czy niespełna 22-letni gracz z Teksasu ma szanse na Wielkiego Szlema.

Wygrać Wielkiego Szlema, czyli cztery wielkie turnieje w jednym roku kalendarzowym, udało się w historii tylko jednemu golfiście - w 1930 roku w Masters, US Open, The Open i PGA Championship triumfował Bobby Jones. Od 85 lat nie udało się to nikomu. Ani Benowi Hoganowi, ani wielkiemu Jackowi Nicklausowi czy Tigerowi Woodsowi. Co prawda Woods wygrał cztery turnieje wielkoszlemowe z rzędu, ale nie w jednym roku kalendarzowym.

Eksperci twierdzą, że szansę na Wielkiego Szlema ma Jordan Spieth. Niespełna 22-letni gracz w tym roku triumfował w dwóch odsłonach Wielkiego Szlema. Po kwietniowym fenomenalnym zwycięstwie w Masters, teraz triumfował w US Open na trudnym polu Chambers Bay. - To niesamowite, że zrobiłem już dwa kroki w kierunku Wielkiego Szlema i mam za sobą najtrudniejszy krok, bo za taki uważam wygranie US Open - stwierdził Spieth. Do rozegrania jest jeszcze The Open (16-19 lipca) oraz PGA Championship (13-16 sierpnia).

Dlaczego eksperci widzą w nim kandydata na powtórzenia wyczynu Bobby'ego Jonesa? Po pierwsze dlatego, że statystyki ma imponujące. Spieth jest najmłodszym zwycięzcą US Open od czasów Jonesa w 1923 roku i najmłodszym graczem, który wygrał dwa turnieje wielkoszlemowe od czasów Gene'a Sareazena w 1923 roku. Jako 16. golfista w historii ma w CV wygrane w Masters i US Open i jako szósty dokonał tego w jednym roku. Niesamowite!

US Open na Chambers Bay miał niesamowitą końcówkę. Na 18. dołku Dustin Johnson, który był razem ze Spiethem współliderem, miał szansę na eagle'a i na pierwszą wielkoszlemową wygraną. Jednak najpierw spudłował putt z 3,5 metra, potem miał szansę doprowadzić do dogrywki, ale znów piłka nie wpadła do dołka.

Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy. Miałem dobrą kontrolę nad prędkością puttów, ale piłka do dołka wpaść nie chciała - stwierdził Johnson. Spieth, który grał równo przez cztery dni, wygrał przy odrobinie szczęścia, ale zasłużenie.

Przed ostatnią rundą na prowadzeniu było aż czterech graczy. Oprócz Spietha i Johnsona taki sam wyniki mieli Branden Grace i Jason Day. Grace utrzymał się w czołówce, ale z nieco gorszym wynikiem. Day był bohaterem tegorocznego US Open - w piątek golfista z Australii zasłabł na dojściu do 18. greenu, był to efekt zawrotów głowy. Udało mu się wrócić do siebie, dograć dołek do końca. Day wrócił do gry następnego dnia i odrobił straty do liderów, ale ostatniego dnia z rywalizacji o wygraną odpadł, gdy zagrał aż 74 uderzenia.

Turniej miał być szansą na odrodzenia Tigera Woodsa, ale najlepszy golfista ostatnich dwóch dekad zaczął turniej od wyniku +10, drugiego dnia, zagrał +6 i nie przeszedł cuta. Jego los podzieliły inne gwiazdy, w tym m.in. Rickie Fowler, Miguel Angel Jimenez, Graeme McDowell, Bubba Watson czy Martin Kaymer.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.