Tomasz Iwan: Spać nie mogę, bo czytam o golfie

O golfowej pasji, która wciągnęła go na całego, a także o powiązaniach golfa z futbolem rozmawiamy z Tomaszem Iwanem, byłym reprezentantem Polski w piłce nożnej, a dziś zapalonym golfistą.

Czy nam się wydaje, czy za Tobą ciężka noc..?

Spać nie mogłem, bo czytałem książkę o golfie. Dostałem pod choinkę poradnik golfowy i nie mogłem powstrzymać się od lektury. A mam taką naturę, że jak coś robię, to chcę wiedzieć o tym maksymalnie dużo. Więc teraz pochłaniam poradniki techniczno-metodyczne, czytam o historii golfa, przeglądam statystki, bo chcę wiedzieć, jak ta gra wygląda na świecie, jak w Polsce. Poza tym, prawie jak co dzień, wyrwałem się poćwiczyć na driving range.

I tak każdego dnia?

Ostatnio codziennie wyglądam za okno i patrzę, czy pogoda nadaje się na golfa. W tygodniu byłem o 10 rano na podwarszawskim polu Lisia Polana. W recepcji wszyscy zaspani, meleksy nie wystawione, w klubowej restauracji nic się nie dzieje, na polu nikt jeszcze nie grał, a we mnie już buzowała ta chęć gry i chciałem, jak najszybciej wejść na pole.

Skąd taka pasja? Przecież Ty grasz w golfa dopiero od września.

Ale bardzo mnie to wciągnęło! Ciężko nawet stwierdzić, co najbardziej. Myślę, że ci, którzy grają w golfa wiedzą, o czym mówię. Jest w tym sporcie coś magicznego. Chociażby to niesamowite uczucie, gdy po uderzeniu driverem piłka leci w tym kierunku, w którym chcesz. To jest coś pięknego.

Wydawać by się mogło, że w golfie nie ma takich emocji, jak w piłce nożnej, brakuje tego prawdziwie sportowego wysiłku

Emocje są ogromne! Z tym brakiem wysiłku też się nie zgodzę, ponieważ czytałem na stronie Polskiego Związku Golfa, że podczas rundy spala się więcej kalorii niż podczas meczu. Poza tym, tu każde uderzenie jest niezwykle ważne.

To jest jak w futbolu? Można porównać strzał na bramkę z uderzeniem do dołka?

Piłka nożna jest bardziej przewidywalna. Wygrywając 3:0, prawie na pewno mamy zwycięstwo w kieszeni. W golfie wszystko jest możliwe, można do osiemnastego dołka grać świetnie, przy czym właśnie na ostatnim dołku może trafić się kilkanaście uderzeń, zamiast trzech czy czterech. Dlatego trzeba zachować koncentrację do samego końca. W golfie gra się samemu przeciwko polu, przeciwko swoim słabościom, to też jest fajna sprawa.

A kiedy zmierzysz się z Jerzym Dudkiem, oczywiście na polu golfowym?

Mieliśmy już okazję spotkać się na Lisiej Polanie, ale na razie trzeba przyznać, że Jurek jest dużo lepszy. Gra w golfa od kilku lat, zaliczył w minionym roku dobre występy w mistrzostwach Polski. Więc jeszcze muszę potrenować, abyśmy zagrali jak równy z równym, ale jego postawa wpływa na mnie mobilizująco. A propos piłkarzy to robiłem kurs na Zieloną Kartę (golfowe prawo jazdy - przyp.red.) z Piotrem Świerczewskim. Grał ze mną do momentu, kiedy rywalizacja była wyrównana. Jednak poświęcałem więcej czasu na trening i efekty są widoczne, bo teraz, gdy namawiam go na golfa to do tych propozycji podchodzi z dystansem.

Świerczewski nie lubi przegrywać?

Piotr ma swoje zasady. Kiedy zaczęliśmy grać był teoretycznie lepszy. Miał swój styl i się go trzymał. Ja natomiast bardziej skupiałem się na radach trenera i szlifowałem technikę. Pierwsze treningi były spokojnym przygotowaniem, począwszy od nauki trafiania w piłkę. Nie brakowało także teorii i przepisów.

Porozmawiajmy o tych początkach. Jak to wszystko się zaczęło?

Wraz z kilkoma innymi osobami zostałem zaproszony przez firmę Golf24 do udziału w organizowanym przez nich turnieju Pro-Am Stars. Wcześniej trzeba było oczywiście odbyć lekcje. Pierwsze zajęcia nie były jeszcze zwiastunem tak pozytywnej przygody z golfem. Ale nie mogłem się poddać, bo turniej się zbliżał i nie chciałem się ośmieszyć. Wszystko rozwinęło się trochę później, gdy już "coś" zaczęło wychodzić. Choć tak naprawdę to pierwszą styczność z golfem miałem jakieś 10 lat temu.

Ciąg dalszy wywiadu znajdziesz na pzgolf.pl >>

Copyright © Agora SA