Golf. Narodziny gwiazdy. Czy Rory McIlroy zakończy erę Tigera Woodsa?

W niedzielę Rory McIlroy wygrał turniej Honda Classic i został proklamowany kolejnym wielkim golfa. Tego dnia stał się numerem jeden światowego rankingu. Wielu oczekiwało, że zawodnik z Irlandii Północnej tego dokona. Niekoniecznie, że już w wieku 22 lat.

To może zapowiadać jego światową dominację lub - co może być jeszcze ciekawsze - niesamowitą rywalizację z wracającym do formy Woodsem.

- To jest ktoś - powiedział 25-krotny zwycięzca turniejów z cyklu PGA Tour Johnny Miller, obecnie szanowany komentator telewizyjny.

- A będzie tylko lepszy, może mieć teraz taką serię, że daleko ucieknie numerom dwa i trzy - dodał Miller.

Jedynym zawodnikiem, który dotarł na szczyt w młodszym wieku, jest Tiger Woods. Amerykanin w niedzielę zagrał najlepszą ostatnią rundę w swoim życiu, ale to wystarczyło tylko na zajęcie drugiego miejsca ex aequo.

Podczas zeszłorocznego Mastersa McIlroy zmarnował prowadzenie czterech uderzeń i w niedzielę ponownie został postawiony pod presją, gdy Woods grał jak natchniony.

Tym razem Irlandczyk pokazał, że nauczył się na swoich błędach, jest już w stanie utrzymać nerwy na wodzy i obronić się przed najlepszym graczem swojego pokolenia. To może zapowiadać niesamowitą, emocjonującą rywalizację między tymi zawodnikami w najlepszym czasie.

- Myślę, że to świetne dla golfa. To stworzy wielkie zainteresowanie a ja byłbym zachwycony, mogąc z nim trochę więcej porywalizować - skomentował McIlroy.

- Zawsze było moim marzeniem stać się światowym numerem jeden, najlepszym zawodnikiem na świecie, jak tam chcecie to sobie nazywać - cieszyła się nowa gwiazda.

- Nie sądziłem jednak, że dotrę do tego tak szybko. Może uda mi się utrzymać to miejsce trochę dłużej.

McIlroy na pierwszym miejscu rankingu zastąpił Luke'a Donalda. Przed nim na czele stawali jeszcze Niemiec Martin Kaymer i Lee Westwood, którzy skorzystali na upadku Woodsa w 2010 r. po długim panowaniu.

Wszyscy ci gracze pokazali równą formę, która pozwoliła im się cieszyć zasłużonym - na krótko - numerem jeden. Golfowa społeczność czekała jednak na coś takiego, jak błyskawiczny skok McIlroya.

- To najlepszy gracz, jakiego kiedykolwiek widziałem - powiedział jego rodak Graeme McDowell.

- Od kiedy tylko nauczył się uderzać było wiadomo, że będzie kimś wielkim, a teraz zaczynamy to widzieć... wygra wiele, naprawdę wiele wielkich turniejów - mówi McDowell.

Ani Donald, ani Westwood nie wygrali wielkiego turnieju mistrzowskiego. McIlroy zdołał pozbierać się po zeszłorocznym Mastersie i wygrać U.S. Open z rekordowym wynikiem 16 uderzeń poniżej wyznaczonej normy.

Jego ostatnia forma mogłaby być definicją stałości. W dziesięciu turniejach przed Hondą tylko raz finiszował poza pierwszą piątką.

- To imponujący pokaz - skomentował Woods. - Tak właśnie trzeba grać.

- Nie wygrasz za każdym razem, ale możesz grać równo, blisko i w czołówce, on tak właśnie robi - dodał były numer jeden.

Ostatnie wątpliwości co do tego czy Irlandczyk jest w stanie sobie radzić z presją podczas finałowej rundy zostały rozwiane w niedzielę, gdzie świetnie poradził sobie na trzech kłopotliwych dołkach i wysłuchiwał, jak publiczność owacyjnie przyjęła na 18. dołku wynik Tigera Woodsa (dwa uderzenia poniżej normy), co na chwilę zmniejszyło jego prowadzenie do jednego uderzenia.

18-krotny zwycięzca wielkich turniejów (golfowy wielki szlem, cztery najważniejsze organizowane rokrocznie turnieje) Jack Nicklaus był pod wrażeniem elegancji golfa McIlroya i jego zimnej krwi na polu golfowym, które sam Nicklaus zaprojektował.

- Myślę, że jego gra ma dziś najlepszą płynność - skomentował Nicklaus. - Myślę, że świetnie radzi sobie z piłeczką, gra z ziemi tak, jak lubię, nie jest wielkiej postury, więc musi używać całego ciała, jest bardzo podobny do Gary'ego Playera - porównał Irlandczyka do innej legendy tej dyscypliny.

- To miły młody człowiek, radzi sobie i będzie wspaniałym przedstawicielem tego sportu - podsumował.

100 punktów Chamberlaina w meczu i inne magiczne wyczyny w sporcie

 

Nadchodzi gwiazda z Polski ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.