Golf. Bubba Watson wygrał Masters. "Popis szaleńca"

Golfowy samouk po raz drugi w karierze wygrał Masters, pierwszy w sezonie tzw. major, czyli jeden z czterech najważniejszych golfowych turniejów. - Chłopak z małego miasteczka znów to zrobił - powiedział Bubba Watson na konferencji prasowej.

O golfie tweetuje Michał Owczarek - obserwuj @mikelwwa

Naprawdę nazywa się Gerry Lester Watson Jr., ale wszyscy od dzieciństwa mówią na niego "Bubba", przydomek nadał mu ojciec na cześć futbolisty Bubby Smitha. Watson w profesjonalnym tourze to golfista wyjątkowy.

W swojej torbie ma różowego drivera (rodzaj kija golfowego do dalekich uderzeń), po polu porusza się poduszkowcem, posiadłość kupił od Tigera Woodsa, jeździ muscle carem z lat 70., a jednocześnie znaczną część swoich dochodów przeznacza na cele charytatywne. Twierdzi, że nigdy nie brał ani jednej lekcji golfa. Uchodzi za samouka, a jego styl gry i skłonność do podejmowanych decyzji potwierdzają to, że gry nie uczył się z książek czy od wielkich mistrzów. W swoim życiu kupił tylko jedną marynarkę, różową. I nigdy jej nie założył. Teraz ma jeszcze dwie zielone marynarki - za zwycięstwa w Masters.

Bubba znalazł swój sposób na golfa. I w weekend na polu legendarnego klubu golfowego Augusta National Golf Club znów to udowodnił. - Byliśmy w szoku - mówił caddie Jordana Spietha, który w finałowej rundzie grał w jednym flightcie z Watsonem. - Patrzyliśmy na jego grę i myśleliśmy "co Bubba do cholery robi?" - dodał.

200-metrowe uderzenie nad wodą i w luce między drzewami? Długi strzał na green otoczony wodą, który równie dobrze mógł się zakończyć utratą prowadzenia? Krótko mówiąc ryzykował. - On taki jest. Dla niego to normalka, dla mnie byłoby to coś wyjątkowego - stwierdził Ted Scott, caddie Watsona.

W Masters ryzyko znów się opłaciło. Watson zagrał świetnie w niedzielę, gdy bronił się przed atakami niesamowitego 20-latka Spietha. Turniej zakończył z wynikiem -8, z trzema uderzeniami przewagi nad Spiethem i Szwedem Jonasem Blixtem.

Tegoroczny Masters był wyjątkowy, bo po raz pierwszy od 20 lat w finałowej rundzie zabrakło Tigera Woodsa i Phila Mickelsona. Woods dwa tygodnie temu zrezygnował ze startu w turnieju, który sześciokrotnie wygrywał. Mickelson fatalnie zagrał w dwóch pierwszych rundach i nie znalazł się w weekendowej rozgrywce.

W turnieju błysnął drugi ostatecznie Spieth, któremu eksperci wieszczą wielką karierę. 20-latek dopiero wkracza do świata "zawodowców", a ma już na swoim koncie nagrodę dla debiutanta roku, wygrany jeden turniej PGA Tour. Jeszcze w sobotę wydawało się, że pobije rekord Tigera Woodsa i zostanie najmłodszym zwycięzcą Masters w historii. Ostatecznie przegrał tylko z niesamowitym Watsonem.

Na polach w Auguście zachwycił jeszcze 56-letni Niemiec Bernhard Langer. 919. golfista w światowym rankingu zajął w Masters ósme miejsce!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.