W czwartek rusza Masters z Tigerem Woodsem. Witamy w czyśćcu...

Spiker ogłosi: "Ladies and gentlemen, on the tee representing United States of America mister Tiger Woods!". Czy będą brawa, czy cisza? Czy może jak zawsze owacja?

Dobrze, że Bobby Jones wymyślił to miejsce. Genialny chłopak z Atlanty postanowił, że zbuduje pole najpiękniejsze na świecie, golf piękniejszy niż w raju. I tak rzeczywiście jest w Auguście w kwietniu. Jak w niebie, tyle że do nieba dużo łatwiej się dostać

Oczywiście nie chodzi o 60 pięknych magnolii, których aleja prowadzi od Washington Road do klubu, nawet nie o bilety, których i tak nigdy nie można kupić (lista oczekujących wprowadzona w 1972 roku), ale o najważniejsze członkostwo klubu sportowego na świecie.

Bobby Jones szedł wiele lat temu tym samym ostatnim fairwayem i mówił wszystkim do widzenia. To było najwybitniejsze pożegnanie ze sportem w całej historii. Bobby miał 28 lat, czyli w zasadzie jeszcze wiele golfowych wzruszeń przed sobą, ale też wszystkie tytuły za sobą. W dodatku wygrał te zawody jako amator, bez centa zarobionego na golfie. Więc w 1930 r. postanowił skończyć zabawę w sport. Zaczął prawdziwe życie. Jako architekt, prawnik, naukowiec. Nie było i nie będzie większego wzorca sportowego. Tak mówi Ameryka, a oni się znają na sporcie.

W czwartek 8 kwietnia 2010 r. tym samym fairwayem ruszy Tiger Earl Woods. Ale to będzie zupełnie inny spacer. Tiger wraca przez czyściec, w worku pokutnym jako największy grzesznik współczesnego sportu. Czy będzie wszystkich przepraszał? Czy rywale już się nie będą bać człowieka, który całemu światu opowiada o swoich życiowych porażkach? Moraliści mówią, że być może Tiger pobije kiedyś rekord 18 zwycięstw Jacka Nicklausa, ale tytuł największego golfisty w historii jest już poza jego zasięgiem. Feministki (w Auguście wciąż kobiety nie mogą być członkiniami klubu) dodają: prezentuje to, co w dzisiejszym sporcie najgorsze - narcyzm z poczuciem, że wszystko mu się należy, media na tym żerują. Okropne. Puryści wierni wiekowej tradycji, a tych w golfie miliony, oburzeni pytają: "jak można Masters zamienić w cyrk?"

Piękniej niż w raju

Na szczęście człowiek jest naturą tak skomplikowaną, że nie wiadomo, dlaczego kocha bardziej grzeszników, niż adoruje bezgrzesznych. Dlatego, w czwartek 8 kwietnia, relacje stąd, z Augusty, oglądać będzie dwa razy więcej ludzi niż igrzyska w Vancouver, a mówi się nawet, że widownia pobije liczebnością widownię transmisji inauguracji prezydentury Obamy, przyjaciela Tigera. Choć pewnie teraz to jest szorstka przyjaźń.

Na Tigera czeka cała Ameryka i reszta golfowego świata. Co się stanie, gdy grzesznik Woods zderzy się z legendą Masters? Na ulicach słychać, że nie bez powodu właśnie ten turniej wybrał na wielki come back. Mimo wciąż nie najlepszych tutaj relacji rasowych, mimo wielu ekstrawagancji, do klubu w Auguście nie przedostanie się nikt. Tabloidy już dawno wywiesiły białe flagi, bo twierdzą, że łatwiej zrobić zdjęcie z ukrycia w Białym Domu niż tutaj. Tutaj najłatwiej zapanować nad mediami.

W Auguście, tuż przed pierwszym czwartkiem po pierwszym wtorku kwietnia, różne rzeczy słychać, bo to jest o tej porze roku najważniejsze miejsce na ziemi.

Miało być jak w bajce albo nawet jak w raju. Tak zdecydował Bobby Jones, gdy po zakończeniu kariery postanowił pozostawić po sobie najpiękniejszy ślad - nadzwyczajne pole golfowe. I rzeczywiście, każdy, kto był w kwietniu na południe od Atlanty, przyzna, że na tym niezwykłym skrawku ziemi jest chyba piękniej niż w raju. Kwitną setki wymuskanych kwiatów, krzewów i drzew. W 1933 roku Bobby Jones dokonał uroczystego otwarcia pola, które zaprojektował co prawda Szkot Alister Mackenzie, ale "ojcem sukcesu" był właśnie Jones. To on chodził, doradzał i konsultował każdy dołek. 22 marca 1934 roku rozpoczął się turniej Augusta National Invitation. Pięć lat później nazwa zawodów została zmieniona na Masters albo US Masters, żeby nie było wątpliwości. I tak już zostało do dziś

Owacja dla Tigera?

Tiger to wciąż zdaniem "Forbesa" najmocniejsza i tym samym najdroższa sportowa marka. Mimo skandali i przerwy w karierze wyceniany jest na ponad 80 mln dol. rocznie. Na ulicach Augusty mówią, że po setkach milionów, jakie już zarobił, obecna kwota jest niedoszacowana. Bo i tak więcej stracili ambitni sponsorzy, którzy teraz skruszeni przyjdą do niego na kolanach. Ci, którzy od Woodsa uciekli, bo tak nakazywała poprawność marketingowa, będą wracać, gdy znów zacznie wygrywać.

Czy będzie w Auguście żona Elin - pytają brukowce? Fachowe pisma z kolei dziwią się, że caddy wciąż ten sam, czyli Steve Williams. Nowozelandczyk, który szedł w zaparte i twierdził, że nie wiedział, co jego chlebodawca robił po pracy, stracił w oczach fanów. Specjaliści od public relations sugerowali zmiękczenie wizerunku: zamiast topornego Williamsa torbę powinien nieść ktoś bardziej sympatyczny. Ale to szczegół wart zaledwie 2-3 mln dol. rocznie. Ważniejsze, czy Woods będzie trafiać w piłkę tak jak zawsze. To, że uderza jeszcze dalej niż poprzednio, potwierdzają ci, z którymi gra rundy treningowe. Tyle że trening to pikuś w porównaniu z chwilą najważniejszą, gdy spiker ogłosi: "Ladies and gentlemen, on the tee representing United States of America mister Tiger Woods!". Czy będą brawa, czy cisza? Czy może jak zawsze owacja?

Nicklaus wygrał sześć

W 70-letniej historii wydarzyło się tam tyle nadzwyczajnych zdarzeń, że nie bez przyczyny Masters jest najbardziej ekscytującym wydarzeniem golfowym roku. Zaczęło się od genialnego strzału Gene'a Sarazena w 1935 roku. Na 15. dołku trafił "albatrosa" - drugim strzałem prosto do dołka z 200 jardów. Doszło do dogrywki, która wówczas wyglądała bardzo skomplikowanie. Rywale spotkali się w poniedziałek, aby rozegrać 36 dołków. Gene Sarazen pokonał Craiga Wooda. A później były wielkie lata Bena Hogana, Sama Sneada i wielu, wielu innych.

Wydarzeniem, które najbardziej kojarzy się z Masters i znalazło naśladowców, było wręczanie zwycięzcom zielonej marynarki. Od 1949 r. triumfator oprócz nagrody finansowej (w 2009 r. pula nagród wynosiła 8 mln dol.) otrzymuje marynarkę. Taką samą, jakie noszą członkowie tego ekskluzywnego klubu. Dostaje też godność honorowego członka Augusta National. W 1961 r. młody golfista z RPA Gary Player zwyciężył jako pierwszy nie-Amerykanin w tym najmłodszym turnieju wielkoszlemowym. Wsławił się też takim oto opisem Masters: - To jedyny turniej na świecie, w którym boisz się pola, jeszcze zanim przekroczysz bramy Magnolia Lane.

Dwa lata później rozpoczął swoją historyczną serię sześciokrotny zwycięzca Jack Nicklaus. Ostatni tytuł Golden Bear wygrał w Auguście w 1986 r., a więc jako mężczyzna już dojrzały, bo 46-letni. W 1996 r. zwyciężył Nick Faldo i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po trzech dniach przed ostatnią rundą prowadził Greg Norman z przewagą sześciu uderzeń!

Miliardy przed telewizorem

Wszystkie te nadzwyczajne zdarzenia odeszły w zapomnienie, gdy rok później najmłodszy czempion, zaledwie 21-letni chłopak z Florydy, wychowany w Kalifornii, uzyskał na koniec niewiarygodną przewagę 12 uderzeń nad drugim golfistą. Nazywał się oczywiście Tiger Woods. Przy okazji pobił rekord zawodów - miał wynik 18 poniżej par. Do tych superwyników dołożył cztery kolejne zielone marynarki. Gdy w 2003 r. zwyciężył leworęczny Kanadyjczyk Mike Weir, zawody w jego ojczyźnie oglądała największa widownia w historii kanadyjskiej telewizji. Co ciekawe, do 1961 r. zwyciężali wyłącznie Amerykanie, jednak Gary Player rozwiązał worek z sukcesami cudzoziemców. W latach 80. i 90. aż dziesięciokrotnie zwyciężali Europejczycy. Niestety, XXI wiek jest wyjątkowo pechowy dla Europy - od 1999 r. nie wygrał reprezentant naszego kontynentu.

Tradycja i nowoczesność. Ten turniej będzie pierwszym golfowym szlemem transmitowanym w technologii 3D, wcześniej właśnie z Augusty nadano pierwszą transmisję w systemie HD. Sto kamer na polu, ale też zawody niezwykle kameralne, mimo tysięcy widzów. Siadasz sobie wygodnie na trawce wraz z porannym tłumem w zaciszu wysokich drzew na Amen Corner i oglądasz do wieczora wszystkich bez wyjątku najlepszych ludzi golfa, jak męczą się w tym zaczarowanym narożniku na dołkach 11, 12 i 13.

Kiedy tak zachwycasz się wraz innymi szczęśliwcami pięknym golfem pośród azalii, orchidei, jaśminów, kwitnących wiśni, grusz, oliwek, myślisz: "A może kiedyś Polak?". Niestety, chyba nieprędko. Na razie z sukcesów w tym zakątku Ameryki mamy patriotyczne wspomnienia, przecież nie tak daleko stąd, pod Savannah, walczył Kazimierz Pułaski. Albo, co równie dla nas ważne, 14 lat temu, na wodach tej zatoki Mateusz Kusznierewicz zdobył złoty medal olimpijski. Bo to jednak sport rządzi światem. Przynajmniej tak wygląda to w Georgii na kilka godzin przed pierwszą konferencją prasową Tigera Woodsa, a przecież to dopiero wstęp do szaleństwa. Co będzie w czwartek?

Rekord oglądalności - wystąpienie Woodsa niczym zaprzysiężenie Obamy ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.